sobota, 15 grudnia 2007

Nudy

Nie chce mi sie już prowadzić tego bloga...Wiedziałam, że po tygodniu się nim znudze no i oczywiście tak się stało:P Więc chyba niedługo go kasuje i jak znowu mnie najdzie ochota to założę nowego:*
Pozrowienia dla:
Asiuni:*
Agnieszki:*
Molka:*
Agnieszki:*
Gacusia i Wiktora:*
i calej reszty:*:*

piątek, 9 listopada 2007

Po wycieczce...

Sory że tak długo nie pisałam ale jakoś nie mam weny...Wycieczka była super!!! Pozdro dla wszystkich którzy na niej byli oprócz Wiktora i Bercika...I calej IG1. Najwieszka pozdrowienia dla moich najlepszych psiapsiółek czyli:
Asiuni!!!!!!:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*
Świstaczka:*:*:*:*:*:*:*:*:*
Papusia:*:*:*:*:*:*:*
Molka:*:*:*:*:*:*:*:*

niedziela, 4 listopada 2007

Szkoła...

Jutro do szkoły...W tym tygodniu mam 3 sprawdziany w ciągu 2 dni!!! Nie wytrzymam!!! Pozdrowienia dla wszystkich zwłaszcza dla Asiuni:*:*:*,Paulisi:*:*:*,Papuga:*:*:*,Świstusia:*:*:* i dla wszystkich, który mojego bloga skomenntowali, albo chociaż odwiedzili:*:*:*

sobota, 3 listopada 2007

"Dentysta"

W mieście Scaryplace niegdyś był ogromny cmentarz. Wyburzono go i na jego miejscu postawiono nowoczesne bloki. W jednym z nich prowadził swój prywatny gabinet pewien dentysta (J.Walter). Jednak od niedawna jego pacjenci zaczęli znikać w niewyjaśnionych okolicznościach.
Sprawą Waltera zainteresowała się zawsze wszystkiego ciekawa agentka specjalna (Jose Carter).I postanowiła zapisać się do pana Waltera na wizytę.
Kiedy Jose weszła do budynku nie zauważyła nic szczególnego. Przychodnia była schludna i ładnie urządzona. Usiadła na miękkim fotelu i czekała na swoją kolej. Dziwiła ją jednak jedna rzecz. Dlaczego w przychodni oprócz niej i sekretarki nie było nikogo?
- Przepraszam! Nazywam się Jose Carter. Byłam na dzisiaj umówiona.
- Ach tak. Witam serdecznie.
- Mogę panią o coś spytać?
- Proszę.
- Dlaczego nie ma tutaj nikogo oprócz mnie?
- Pan Walter przyjmuje tylko jedną osobę dziennie.
- Dlaczego?
- Nie wiem. Nie widuję osób po zakończeniu zabiegu.
- Jak to?
- Kończę pracę o 19.00, a pan Walter prosi mnie żebym na niego nie czekała.
- I tak jest zawsze?
- Kiedyś tak nie było. Ta przychodnia pełna była ludzi. Z gabinetu wszyscy wychodzili uśmiechnięci.
- Czy wie pani co się stało?
- Podejrzewam...
Nagle odezwał się głos zza drzwi.
- Pani Jose Carter proszona o wejście do gabinetu. Pani Jose Carter proszona o wejście do gabinetu. Pani Jos...
- Dobrze już idę!!
Powiedziała tylko sekretarce do widzenia i powolnym krokiem weszła do sali.
- Dzień dobry p. Walter.
Ten nie zaszczycił jej nawet jednym słowem. Wskazał ręką fotel. Agentka usiadła i rozejrzała się. Wszystko wyglądało normalnie. I wtedy dentysta po raz pierwszy się do niej odezwał.
- Teraz podam pani narkozę. Proszę się nie bać to nie będzie bolało.
Miał ochrypły głos, a słowa wymawiał jak wyuczoną wcześniej formułkę. Wziął strzykawkę i delikatnie ukłuł Jose w przedramię.
- Jaka to narkoza?
- Zobaczy pani.
Kobieta poczuła jak całe jej ciało powoli zaczyna drętwieć.
- Czy czuje pani to ukłucie?
Spytał i delikatnie ukłuł ją igłą.
- Mhm...
- To dobrze.
- Proszę mnie wypuścić! Co to jest? Dlaczego ja wszystko czuję? Dlaczego wciąż jestem wszystkiego świado..
Nie mogła więcej się odezwać, ponieważ całą zdrętwiała. Zauważyła, że źrenice pana Waltera zaczynały robić się czarne. Próbowała się ruszyć lub krzyknąć. Dentysta odwrócił się i wziął kleszcze. Podszedł do Jose i powoli wyrwał jej zęba delektując się jej bólem. Dziewczyna gdyby tylko mogła krzyczałaby na cały głos. Walter zabrał się za następnego zęba. Po około godzinie nie miał już co wyrywać. Wziął jej zęby i schował je do małego pudełeczka. Podszedł do drzwi stojących tuż za nim, otworzył je i wyjął ze środka nóż. Odpiął guziki w bluzce ofiary i zaczął nacinać jej skórę. Po chwili na klatce piersiowej dziewczyny pojawił się pentagram. Potem następny. Kiedy całe ciało Josie pokryły krwawe znaki, wziął ją na ręce i zaczął iść w stronę tych przerażających drzwi. Oczom dziewczyny ukazał się ołtarz. Na ścianach oprócz powypisywanych krwią słów były poprzyklejane zęby i zdjęcia ludzi, do których należały. Na środku pomieszczenia zauważyła studnię wypełnioną zielonkawym, bulgocącym płynem.
- Kwas siarkowy. Nic nie poczujesz. Chociaż... Nie będę Cię oszukiwał. Będziesz czuła wszystko.
Wrzucił ją a jej ciało powoli zaczęło się rozpuszczać...Nieporuszony Walter powiedział tylko:
- Oto Twoja kolejna ofiara mój Panie...

P.S Ciekawość nie zawsze popłaca...

THE END
Handzia

Jestem dumna:)

Jestem dumna z tego, że już mam pierwszego komentarza:) I mojego bloga odwiedziło już całę 10 osób:P

piątek, 2 listopada 2007

"Piątek 13"

Uwaga! Historia wzięta z www.strachy-na-lachy.blog.onet.pl

Myślisz, że wywoływanie duchów w piątek 13 to świetna zabawa? Owszem ale tylko dla tych którzy się na tym znają i wiedzą co robić w dziwnych sytuacjach. Niby nic się strasznego nie może stać bo duchy nie istnieją. Ale czy na pewno? Ten kto się nie boi może bardziej na tym cierpieć niż ten kto ze strachu ucieka.

Były takie cztery osoby, które nie bały się niczego. Uważały, że nic nie może im się stać. Pierwszą z nich była Lisa. Długowłosa brunetka o ciemnych oczach. Druga to Rose, blondynka bez poczucia humoru. Wyglądała zawsze jak lalka barbi. Trzecią osobą był Alex. Chłopak za którym latała duże grupka dziewczyn a kolejną osobą był Gareth jego najwierniejszy przyjaciel i towarzysz. Wszyscy chodzili do jednej klasy 2 gimnazjum.

Pewnego dnia a wydarzyło się to w piętek 13 postanowili wywoływać duchy. Myśleli, że to świetna zabawa dla wszystkich. Umówili się w domu Lisy ponieważ w tym czasie jej rodziców nie było. Jej dom to była duża willa na stoku góry z widokiem na całe miasto.

Nagle do drzwi rozległ się dzwonek. Lisa zeszła i otworzyła duże białe drzwi. Na progu stał listonosz. Zdziwiona wzięła od niego przesyłkę i otworzyła kopertę. W środku jednak była tylko kartka z napisem: NIE BAWCIE SIĘ W TAKIE RZECZY SMARKACZE. Dziewczyna zignorowała wiadomość. Dzwonek do drzwi rozległ się ponownie.

- Siema – To był Alex, Gareth i Rose.

- Macie potrzebne rzeczy? – Zapytał Lisa i w tym momencie Alex wyjął zza pleców duży pełen jakichś rzeczy plecak – Dobra chodźcie – I wpuściła ich do środka.

Weszli do dużego okrągłego pokoju, który służył jako sala balowa. Na środku ustawili planszę z liczbami i alfabetu oraz z napisami. Piekło, niebo, czyściec, inne miejsce oraz tak, nie, nie wiem… Służącej do kontaktu z duchem.

Na dworze było już ciemno. Ale i tak dla uzyskania większego efektu zasłonili zasłony i w całym pokoju ustawili zapalone świece. Siedli na środku, chwycili się za ręce i zaczęli.

- Duchu… Właśnie jakiego ducha wywołujemy? – Przerwał Alex… Wszyscy zastanowili się chwilę.

- Niech będzie Stalin…

- Nie – Zaprzeczyła Lisa – Nie ma takiego efektu skoro on mówi po Rosyjsku. Mam lepszy pomysł. Mama opowiadała mi kiedyś historię tego domu, która mówiła, że została tutaj zabita dziewczyna o imieniu Rebeca. Rodzice ją zabili. Może ją przywołamy? W końcu jesteś w miejscu gdzie ją zabito – Uśmiechnęła się gdy wszyscy się zgodzili. Więc Lica zaczęła: Mała Rebeco słyszysz nas? Jeśli tak to porusz kamieniem na tarczy – Wszyscy patrzeli na kamień umieszczony na środku tarczy, który nawet nie drgnął.

- To nie ma sensu – Powiedziała Rose.

- Zamknij się – Rzekł Alex – Lisa powtórzmy to jeszcze parę razy…

- Mała Rebeco słyszysz nas? Jeśli tak to porusz kamieniem… Mała Rebeco jesteś w śród nas? Jeśli tak to porusz kamieniem… - W pewnym momencie drzwi zaczęły się powoli uchylać – Weszła – Powiedziała Lisa spokojnie patrząc na przerażone twarze swoich przyjaciół – Mała Rebeco jeśli jesteś wśród nas porusz kamieniem – I w tym momencie kamień delikatnie podskoczył do góry – Już jest tutaj.

- Ładna sztuczka – Uśmiechnęła się Rose – Kto tym steruje?

- Cicho bądź głupia – Uspokoiła ją Lisa – Mała Rebeco wybaczasz nam, że cię wezwaliśmy? – Kamień poruszył się i zaczął powoli przesuwać na pole NIE WIEM – Mała Rebeco… - Ale za nim Lisa dokończyła kamień zaczął się przesuwać po kolejnych literach…

P…O C...O M…N…I…E W…E…Z…W…A…L…I…Ś…C…I…E?

- Chcemy a tobą porozmawiać – Powiedziała Rose – Kamień znowu zaczął się poruszać

D…O…B…R….Z…E W…I…E…C S…Ł…U…C…H…A…M.

- Skąd przybyłaś do nas? – Powiedział Gareth: Kamień przesunął się na pole z napisem INNE MIEJSCE

- Jakie to miejsce? – Powiedziała Rose.

S….T…Ą….D

- Jaśniej możesz? – Powiedział Alex.

Z T…E…G…O D…O…M…U

- Miło nam, że przyszłaś z nami porozmawiać – Rzekła Rose i w tym momencie na ramieniu poczuła czyjąś rękę, lodowatą i zimną. Podskoczyła do góry i pisnęła.

C…Z…E…G…O S…I…E B…O…I…S…Z?

- Przestraszyłaś mnie…

C…H…C…I…A…Ł…A…M C…I T…Y…L…K…O P…O…D…Z…I…Ę…K…O…W…A…Ć

- Przepraszam… Jak zginęłaś?

S…P…A…Ł…A…M

- Zabili cię rodzice! – Powiedział Gareth

N…I…E

- Zabili cię gdy spałaś…

N…I…E…P…R…A…W…D…A…

W tym momencie kilka świeczek w głębi pokoju zgasło… Przyjaciele ujrzeli w mroku jakiś błysk i widzieli jak cos się tam porusza.
- Dobra Lisa przestań to nie jest już śmieszne – Powiedziała Rose.

- Ale przecież nic nie robię – Upierała się dziewczyna.

- Kto z was próbuje nas nabrać! – Wstała.

- Ja nie… - Powiedział Gareth patrząc w ciemny kont.

- Ja też nie… - Rzekł po chwili Alex.

- W takim razie…

- To coś tutaj jest naprawdę… - Dokończyła Lisa – Mała Rececko przepraszamy cię za to.

A C…O W…I…E…C…I…E N…A T…E…N T…E…M…A…T

- Tylko tyle, że zamordowali cię rodzice.

O…N…I T…E…G…O N…I…E Z…R…O…B…I…L…I

- Niech będzie tak ja ty uważasz ale dlaczego zgasiłaś świeczki?

B…O…J…Ę S…I…Ę Ś…W…I…A…T…Ł…A

- Możesz się nam ukazać? – Powiedział Gareth. Kamień przesunął się na słowo TAK – Takim razie to uczyń. Wszyscy ze strachem patrzeli w ciemny kąt z którego zaczęła wyłaniać się postać małej dziewczynki. Nie była wcale taka mała. Miała z niespełna 14 lat. Ubrana była w białą piżamę. Jej długie czarne włosy zakrywały połowę twarzy. - Nikt nigdy nie chciał żebym się mu ukazała – Powiedziała tym razem a nie przesuwała kamieniem po planszy.

- Mam nadzieję, że nie zakłócamy twojego spokoju – Dziewczynka spojrzała na Lise.

- Nikt go nie zakłóca bo ja nie mam spokoju… Cały czas tkwię w tym domu z którego nie mogę wyjść…

- Jak możemy ci pomóc? – Powiedział Gareth. Rebeca z zaciekawieniem spojrzała na niego.

- Mi nie da się pomóc…

- Musimy cię odwołać… - Rzekła Lisa.

- NIE! – Krzyknęła – Nie wolno wam.

- Dlaczego? – Zdziwił się Alex.

- Bo trafię do piekła…

- Ale nie możemy cię tutaj zostawić…

Dziewczynka zaczęła się śmiać.

- To ja was nie mogę tutaj zostawić… - Spojrzała na Alexa.

- Co masz na myśli?

- Musicie zginąć…

- Mała Rebeco odwołujemy cię – Zaczęła mówić Lisa a w jej ślady poszła cała reszta – Mała Rebeco odwołujemy cię.

- I myślicie, że to coś da? Jesteście w błędzie. Rebeka podeszła do Rose po czym wbiła jej od tyłu rękę w kark. Jednym pociągnięciem wyrwała jej kręgosłup. Rose padła na ziemię. Przerażeni zaczęli uciekać.

Pobiegli do wyjścia ale drzwi były zamknięte. Próbowali otwierać okna ale na próżno.

- Nie uciekniecie mi – Powiedziała dziewczynka wchodząc do dużego i okrągłego przedpokoju gdzie na środku stała trójka przyjaciół. Rebeca miała dłonie i piżamę umazaną we krwi. Sunęła do niech powoli nie dotykając swoimi bosymi stópkami podłogi.

- Czemu to robisz? – Zawołała Lisa – Zabiłaś Rose – Zaczęła płakać.

- Nie zadziera się z duchami a szczególnie z tymi złymi – Była już pół metra od nich. Przestała się przesuwać.

Zakrwawioną dłonią chwyciła szyję Garetha. Chłopak uniósł się nad podłogę i zaczął wierzgać nogami dusząc się. Lisa próbowała uderzyć ducha w rękę ale jej ręka przechodziła przez jej. Nie umiała jej dotknąć. Zaczęła wyrywać Garetha, który zrobił się cały czerwony. Lisa i Alex nie dawali rady uratować Gareth który po chwili martwy padł na podłogę. Rebeca spojrzała na Alexa i dwa palce wbiła mu w oczy po czym skręciła mu kark.

- Ty demonie! – Zaczęła płakać Lisa – Zabiłaś go! Zabiłaś ich! – Pochyliła się nad Alexem i położyła sobie jego głowę na kolanach.

- Aż tak się tym przejmujesz? Twoje serce jest puste. Bez żadnego strachu, emocji. Tak nie może być – Powiedziała Rebeca. Nagle zamek w drzwiach zaczął się przekręcać. Lisa odwróciła głowę w kierunku ich i do środka weszli jej rodzice. Gdy dziewczynka odwróciła głowę powrotem ducha już nie było. Z jej kolan zniknął Alex jak i Gareth, który chwilkę temu leżał obok martwy.

- Co ty Lisa wyrabiasz tutaj zapłakana na kolanach – Powiedziała matka próbując pomóc córce wstać.

- Nic przewróciłam się – Przez chwilę Lisie wydawało się, że to tylko był sen.

- Idź już spać – Dziewczynka poszła na górę i od razu wskoczyła do łóżka.

- Co zrobiłaś z ich ciałami? – Powiedziała gdy na jej łóżku usiadła Rebeca.

- Nic są tutaj spójrz pod łóżko – Lisa nachyliła się i podniosła prześcieradło. Trzy leżące obok ciebie ciała jej przyjaciół – Jeszcze nie rozumiesz? – Powiedziała Rebeca.

- Nic nie rozumie! Zabiłaś ich dlaczego mnie nie zabijesz?

- Bo nie chcę… A ich dusze mi są potrzebne aby zabrały mnie i pokazały drogę do nieba.

- Ty na niebo nie zasługujesz. Powinnaś się smażyć w piekle.

- Ha ha ha… Nie będę się smażyć – Lisa spojrzała na nią – Wyjrzyj przez okno – Lisa spojrzała i spostrzegła, że widzi swoich przyjaciół trzymających się za rękę. Na chwile odwrócili się do niej. Lisa uśmiechnęła się. Nagle spostrzegła biegnącą w ich kierunku dziewczynę w białej sukni. To była Rebeca. Lisa usiadła na łóżku. Spojrzała pod nie ale ciał już nie było. Wykręciła numer Alexa w słuchawce odezwała się jego mama. Lisa poprosiła chłopaka ale jego matka stwierdziła, że jeszcze go nie ma. Tak samo było u Rose i Gareth.

- A więc odeszli… - Powiedziała cicho.
THE END

Wolne...

Na szczęście jest weekend, bo nie wiem czy wytrzymałabym w tej szkole...Jak podobają się wam moje opowieści? Czekam na komenty i bardzo serdecznie pozdrawiam Asiunię:*:*:*, Molka:*:*:*, Papuske:*:*:*, Swistaka:*:*:*,Julcie:*, Ade:*, Ole:*, Paulisie K:*:*:*, Paulisie S:* i nie wiem czy o kims nie zapomnialam:P Jak tak to pozdrawiam jeszcz serdeczniej:*:*:*

"Cmentarzysko"

1707 r.

- Co ty robisz?! To nie tak miało być? Dlaczego ją zabiłeś?
- Pomyślałem, że...
- Że co? Mieliśmy tylko ukraść tą biżuterię! Poza tym ona jest taka ładna!
- I co? Przecież nas zobaczyła! Rozpoznałaby nas! Zabiliby nas za to!
- To co chcesz z nią teraz zrobić?
- Jak to co? Zakopać...
- Tak ale gdzie?
- Może na tym starym opuszczonym cmentarzysku?
- Ale tam podobno straszy...
- Ty wierzysz w takie rzeczy? Chodź szybciej!

1807 r.
- Josh? Mike? Dlaczego tak na mnie patrzycie?
- Wiesz nie mówiłem Ci tego, ale oboje uwielbiamy zabijać...Dziwne nie?A ty tutaj tak stoisz bezbronna i samotna...
- Błagam was nie róbcie tego...!
- Za późno...
- Nieeeee...
- To co z zrobimy z tym jej ślicznym ciałkiem?
- Może ten stary cmentarz?
- Dobra idziemy.

1907 r.
- Tato? Wujku? Po co wam ten nóż?
- Papa Słoneczko...
- Tatusiu...
- Biedna...Ma tylko 16 lat... Ale ma śliczną buźkę. Hehehe...
- Trzeba się jej teraz pozbyć.
- No raczej tak. Może ją zakopiemy tam na tym cmentarzysku?
- Na szczęście jest niedaleko.

2007 r.
Amelia miała 16 lat. Była piękna, mądra i bardzo popularna. Na każdej przerwie otaczał ją łańcuszek znajomych, którzy wsłuchiwali się w każde jej słowo. Jej chłopak Tom był nią zafascynowany. Nie mógł bez nie wytrzymać ani jednego dnia. Na szczęście chodzili do jednej klasy i pod pretekstem wspólnej nauki spotykali się potajemnie. Tom zawsze był spokojny i bardzo religijny. Nie chodziło tu o chodzenie do kościoła tylko na pokaz. On naprawdę wierzył.
Jednak ostatnio z Tomem zaczęły się dziać dziwne rzeczy. Zdjął znad swojego łóżka krzyżyk, który wisiał tam od zawsze i... powiesił go z powrotem do góry nogami. Nie wiedział dlaczego to robi. Czuł się tak, jakby ktoś nim manipulował. Przestał chodzić do kościoła, a coraz częściej spotykał się z kolegami na bardzo starym cmentarzu blisko domu Amelii. Co raz rzadziej się z nią spotykał co było wręcz nie do pomyślenia. Dziewczyna próbowała z nim rozmawiać, ale on w ogóle się nie odzywał tylko powtarzał pod nosem "stare cmentarzysko, stare cmentarzysko". Postanowił o nim zapomnieć i znaleźć sobie nową sympatię, jednak nie było to takie łatwe jak jej się wydawało. Nie potrafiła zapomnieć o Tomie.
Pewnego dnia usłyszała telefon. Na wyświetlaczu pojawił się napis Tomie. Amelia szybko odebrała. Tom przepraszał ją i prosił o spotkanie niedaleko jej domu. Dziewczyna szybko się ubrała, pomalowała i uradowana wybiegła z domu. Kiedy dotarła na miejsce spotkania zauważyła, żę jej chłopak nie przyszedł sam. Obok stał jego kolega Clark.
- Tom dlaczego Clark przyszedł?
- Wiesz muszę Ci opowiedzieć pewną historię Amie. Co 100 lat dwoje młodych mężczyzn opętanych przez demona zabija śliczną, 16-sto letnią młodą niewiastę i zakopuje na tym starym cmentarzysku. Nie wiem czy wiesz, ale ty jesteś następna...
- Nie proszę was...Nie róbcie tego...Tom ja Cię kocham!
- On już nie istnieje...
Tom wyciągnął nóż i ruszył w stronęł Amelii. Dziewczyna odsunęła się, lecz jej noga utknęła między korzeniami. Próbowała krzyczeć, ale Clark zatkał jej usta ręką, a Tom szybkim ruchem noż poderżnął jej gardło.
- Chodźmy ją pochować.
Zakopali jej ciało i odeszli powolnym krokiem.
Do dziś na tym opuszczonym cmentarzu błąkają się duchy biednych dziewczyn. Uważaj na rok 2107...
THE END
Handzia

czwartek, 1 listopada 2007

"1 Listopada"

Jak wiadomo pierwszego listopada jest obchodzone to święto zmarłych. W tym dniu ich dusze odwiedzają bliskich oraz tych, którzy w przeszłości sprawili im przykrość. Jednak jeśli ktoś zamordował kogokolwiek w tym dniu i nie przyznał się do winy, niech ma się na baczności.
Carl mieszka w Deadmound City od urodzenia. Jest on nauczycielem matematyki w niedawno utworzonym liceum - Zombie High.
Szkoła ta jest spokojnym miejscem, gdzie uczniowie są zadowoleni i uśmiechnięci. Carla spotkał wątpliwy zaszczyt bycia wychowawcą klasy Ib. Od początku nie potrafił dogadać ze swoimi uczniami. Wydawało mu się, że jego wychowankowie śmieją się z niego za jego plecami. Wciąż myśląc o swoich problemach nie umiał skupić się na nauczaniu.
Jego zdaniem najgorsza była Maddie. Nie wiadomo dlaczego, Carl nienawidził jej z całego serca. Była zdolna, ładna i bardzo spokojna. Zazwyczaj siedziała sama i do nikogo się nie odzywała. Może właśnie ten jej spokój tak denerwował profesora.
1 listopada, gdy skończyły się lekcje uczniowie zaczęli wylewać się ze szkoły (mimo święta w Deadmount City uczniowie musieli iść do szkoły). Jedyną uczennicą, która została w szkole była Maddie. W szkolnej bibliotece chciała się jeszcze pouczyć na sprawdzian. Około siedemnastej trochę zmęczona, postanowiła wracać do domu. Mieszkała dość daleko od szkoły, i musiała iść polna dróżką.
Tą samą drogą wracał do domu profesor. Było już ciemno a on miał za sobą ciężki dzień i jeszcze cięższy przed sobą. Jutro miała być kolejna godzina wychowawcza, na której znowu będzie musiał wysłuchiwać ich śmiechów i drwin. Chcąc jak najszybciej dotrzeć do domu, i zasiąść przy kominku z szklaneczką ulubionej whisky, przycisnął pedał gazu. Nie zauważył drobnej postaci, która szła poboczem. Auto szarpnęło i poczuł głuche uderzenie. Na przedniej szybie pojawiła się krew.
- Cholera!-zaklął przestraszony Carl- Mam nadzieje, że to tylko sarna!
Wyszedł z samochodu i krzyknął z przerażenia. Przed maską samochodu zauważył nieruchome, zmasakrowane ciało dziewczyny. Pochylił się nad nią i rozpoznał rude włosy Maddie.
- O Boże...I co ja teraz zrobię?? Wyrzucą mnie z pracy albo wsadzą do więzienia! Nie, nie mogą. Co ja gadam pewnie, że mogą!!! Wiem! Pozbędę się jej ciała i nikt o niczym się nie dowie.- gadał sam do siebie Carl.
Wyjął z bagażnika składaną łopatę, zarzucił bezwładne ciało dziewczyny na ramię i wszedł między drzewa. Wykopał płytki dół w wilgotnej ziemi, wrzucił do niego ciało starając się na nie nie patrzeć. Szybko zaspyał dół ziemią i przykrył zbutwiałymi liśćmi. Nie odwracając się pognał do samochodu i odjechał z piskiem opon.
Przez cały rok dręczyły go koszmary o Maddie. Na szczęście nikt nie znalazł jej ciała. 1 listopada Carl nie poszedł do pracy. Od rana czuł się paskudnie. Bolała go głowa i było mu niedobrze. Próbował zasnąć, lecz za każdym razem śnił mu się ten wypadek i budził się z krzykiem.
- Spróbuję ostatni raz... Jezu, jak ja się źle czuję..
Tym razem nie śniło mu się nic, lecz nie pospał zbyt długo. Obudził go cichy szmer.
- O co chodzi?
Szmer dochodził z kuchni. Carl trochę przestraszony ruszył w jej stronę. To co zobaczył zaparło mu dech w piersiach. Przed nim stała żywa Maddie. Albo prawie żywa Maddie.
- Dlaczego się nie przyznałeś?-powiedziała sennym głosem.
- Ja się bałem...
- A teraz się nie boisz?
- Boję...Maddie proszę zostaw mnie. Ja przepraszam. Ja nie chciałem. Ja...
- Nie tłumacz mi się! Czy wiesz, że leżąc na masce jeszcze żyłam? Tak, byłam zmasakrowana, ale żyłam! Nie miałam siły się poruszyć, a ty zakopałeś mnie żywcem!
- Co? Ja nie wierzę...Czego chcesz ode mnie? Chcesz zemsty? Chcesz mojej śmierci?
- O nie...Śmierć to zbyt proste rozwiązanie...Przez cały rok będę Cię odwiedzać w snach. A 1 listopada odwiedzę Cię osobiście. I spotkamy się pod ziemią!
- Jak to?
Nie usłyszał odpowiedzi. Cały świat zawirował i stracił świadomość. Obudził się gdzieś, gdzie było bardzo ciasno i ciemno. Nie mógł się poruszyć ani oddychać. Wtedy zrozumiał, że jest zakopany. Nie umierał. Nie potrafił zasnąć. A obok niego leżały gnijące zwłoki Maddie...
Następnego dnia Carl obudził się w swoim łóżku...
THE END
Handzia

środa, 31 października 2007

"Podwodne męki"

Nazywam się Maya. Od dziecka boję się wody. Kiedy byłam mała mój tata utopił się na moich oczach. Od tamtej pory nie wchodzę do wody głębszej niż do kostek.
Pewnego lipcowego dnia usłyszałam telefon. To moja mama przypomina mi o zakupach. Poszłam do pobliskiego centrum handlowego (Calies). Wzięłam pieniądze poszłam. Gdy szukałam jakichś promocji, rozwydrzony pięciolatek wpadł na mnie i ubrudził mnie swoimi lepkimi dłońmi! I nawet nie przeprosił! Zdenerwowana poszłam do łazienki. Zaczęłam myć ręce i próbowałam wyczycić ubranie. Chciałam zakręcić kran, lecz zaciął się. Szybko wybiegłam z tej okropnej łazienki.
Chodząc po sklepach spotkałam moją koleżankę z pracy - Cassie.
- Hej Cassie! Co tam u Ciebie?
- Witam Cię. Dobrze.
Zawsze wesoła i wygadana Cassie wydała mi się jakaś dziwna...Była jakby nieobecna.
- Coś się stało?
- Maya ja muszę iść do łazienki. Ty musisz iść ze mną.
- Co? Nie...Ja nie chce -przypomniałam sobie ten kran, który nie chciał się zakręcić.
- Dlaczego? Musisz. Chodźmy.
Ruszyłyśmy w stronę ubikacji. Moja przyjaciółka w ogóle się do mnie nie odzywała, co było u niej niespotykane. Doszłyśmy do rzędu toalet. Były damskie, męskie, dla osób niepełnosprawnych i toaleta oznaczona czarnym krzyżem. Zrobiłam krok w stronę damskiej ubikacji, a Cassie zniknęła za drzwiami toalety z czarnym krzyżyem.
- Dziewczyno gdzie ty idziesz? To pewnie dla personelu czy coś! Cassie! -nie odpowiedziała, więc pobiegłam za nią.
- Cassie czekaj! -zaczęłam rozglądając się po pomieszczeniu, jednak nigdzie jej nie widziałam..Otaczały mnie dziesiątki drzwi, skąd miałam wiedzieć gdzie ona poszła?! Nagle poczułam, jak przemakają mi buty. Spojrzałam w dół. Skąd tu tyle wody?!?! Zauważyłam, że strumyczek wypływa spod drzwi, na przeciwko mnie. Szybko podbiegłam do nich, w nadziei, że ujrzę Cassie. Drzwi wejściowe zatrzasnęły się za mną z hukiem. Przed sobą ujrzałam kolejne drzwi. Otworzyłam je, a tam... było zupełnie sucho. Teraz miałam do wyboru tylko kilka toalet. Wbiegłam do pierwszej z brzegu. Wszędzie było pusto i sucho. Kiedy weszłam do ostatniej, drzwi ponownie zamknęły się za mną. Woda zaczęła ciec ze ścian. Jej poziom gwałtownie się podnosił. Miałam już jej po szyję, byłam pewna, że umrę i...ze strachu zemdlałam. Obudziłam się w swoim łóżku cała mokra. Usłyszałam telefon.
- Hej córusiu! Co u Ciebie?
- Dobrze mamo...A czemu dzwonisz? -spytałam przerażona i zdziwiona.
- Prosiłaś mnie żebym przypomniała Ci o zakupach w Calies.
- Aha. Pa mamuś.
Postanowiłam zadzwonić do Cassie. Zdrętwiałymi z przerażenia palcami wystukałam jej numer, by dowiedzieć się czy coś pamięta. Byłam pewna, że to nie był sen! Odebrała jej mama.
- Dzień dobry. Mogę prosić Cassie?
W słuchawce usłyszałam głośny szloch.
- Nie wiem jak ci to powiedzieć...Ciało Cassie wyłowiono dzisiaj z pobliskiego stawiu.

THE END
Handzia&Molek

"Płomienie śmierci"

Nazywam się Claudia. Niedawno wprowadziłam się do tego domu przy Deadfire Avenue. Mam oczywiśćie męża-Zacka. Niestety na razie nie mam dzieci.
Dom wygląda dość strasznie, to stary dworek, który kiedyś prawie kompletnie zniknął w płomieniach. Odbudowali go i kiedy tylko go zobaczyłąm zakochałam się w nim. Chcąc dowiedzieć się czegoś o historii mojego miejsca zamieszkania poszłam do biblioteki. Dowiedziałam się, że w tym domu mieszkała pewna dziewczyna-Krwawa Mary. Kiedy wprowadziła się do miasteczka bydło zaczynało ginać a ludzie zaczynali wariować i rzucać się z urkwiska. Mieszkańcy miasteczka chcieli się jej pozbyć i spalili ją żywcem w domu.
O Boże... To okrpone. Ja mieszkam tam gdzie traicznie zginęła kobieta...Chciałam opowiedzieć wszystko mojemu mężowi.
- Zack, nie zgadniesz czego się dowiedziałam.
- Mów Słoneczko ty moje...
- Nawet nie wiedziałam, że ludzie potrafią być tak okrutni! -i opowiedziałam mu historię, o której przeczytałam w książce z biblioteki.
- Och Claudia, Claudia. Ty wierzysz w takie brednie?
- Ale..ale.. to prawda! -poczułam się urażona.
- Oczywiście. Kocham Cię. Choć się położyc. Jest już późno. -nadal trochę obrażona odburknęłam coś pod nosem.
Chwilę później poszliśmy spać.
***
Mijały spokojne tygodnie, miesiące. Powoli zapominałam o "Krawej Mary". Aż pewnego dnia zaczęły się dziać dziwne rzeczy. Świeczki zapalały się same, a raz o mało mój mąż został poparzony przez nagle gorące kawę. Zaczynałam się obawiać o nasze życie.
- Zack...Czy...czy myślisz, żę to ma jakiś związek z tą historią o spłonięciu żywcem Mary?
- Claudia, przestań. To tylko seria przypadków albo chwyt reklamowy, by łatwiej było sprzedać dom.
- Dobra, ale ja naprawdę się boję. -mimo to nie kontynuowaliśmy rozmowy. Jednak pewnego dnia, siedząc z Zackiem prz stole i pijąc herbatę ( z kawy na wszelki wypadek zrezygnowaliśmy), zauważyłam, że na kartce papieru, która leżała na stole zaczynają się wypalać słowa! Z szeroko otawrtymi ustami wpatrywaliśmy się w tekst.
"Witajcie. To ja, Krwawa Mary.
Strzeżcie się
To mój dom, ale skoro ja nie mogę w nim mieszkać towy też nie!!!"
- I co teraz mi wierzysz?! -krzyknęłam przerażona.
Zack patrzył z przerażeniem w oczach na kartkę.
- Zack? Dobrze się czujesz?
- Claudii... Wynośmy się stąd.
Wbiegłam p schodach by pozbierać swoje ubrania. Już spakowałam ich część, gdy zuważyłam, że torba zaczyna się palić.
- Ratunku!!!
Wzięłam ze stolika zdjęcie swojej matki i biegłam do drzwi.
- Zack! Nasz dom się pali! Uciekajmy!!!
- Kochanie biegnij! Ja Cię dogonię.
Zauważyłam, że drzwi wejściowe zaczynają się zamykać.
- Nieee....Zack uciekaj!!!
Ledwo zmieściłam się w wąskiej szparze. Zack biegnący za mną uderzył w drzwi. W ręku trzymał nasze wspólne zdjęcie. Był to nasz największy skarb. Uderzając pięściami w drzwi próbował się wydostać.
- Zack kochany! Zrób coś! Nie możesz zginąć!!!
Starałam się otworzyć drzwi, gdy dom płonął już cały. Widziałam zarys Zacka, lecz wiedziałam, że on został z Mary...
THE END
Handzia&Molek

Dzisiaj...

Dzisiaj napisała ze mną dwie historie moja psiapsióła Molu:* Bardzo jej za to dziękuję:*:*:*

poniedziałek, 29 października 2007

Straszna Historia I

Dziwnie się czuję w tym domu...Cały czas wydaje mi się, że ktoś mnie obserwuje i miewam dziwne koszmary. Może dlatego, że jeszcze nie przyzwyczaiłam się do tego ogromnego, starego dworku.
Nazywam się Caroline i wprowadziłam się do dzielnicy Scary Weast 2 tygodnie temu. Mam męża-Josha, córkę 16- latkę (Jessie) i 8-letniego synka (Mark). Kiedyś miałam nie tylko 2 dzieci.. 13-letnia Amelia zginęła w pożarze. Nie wiadomo skąd pojawił się ogień, ważne że Amelia nie zdążyła się wydostać. Dom ocalał, lecz nie miałam zamiaru w nim mieszkać ani dnia dłużej. Wyprowadziliśmy się i trafiliśmy tutaj, jednak wciąż nie możemy zapomnieć ślicznej, zawsze uśmiechniętej Amelii...
- Mamo idę do Patricka! - mówi Jessie
- Dobra, ale wróc przed północą!!
- Oki...Papa
Patrick to chłopak Jessie. Spotykają się codziennie, jednak Jessie na razie nie ma kłopotów z nauką. Na szczęście nie jest głupia i wie, że i teraz mamy wiele kłopotów i z pewnością nie chciałaby być jednym z nich.
Zgggrr...Skrzypią drzwi.
- Wrrrr... Josh mógłbyś w końcu naoliwić te drzwi?! Ciarki mnie przechodzą po plecach jak słyszę to skrzypienie!!!
- Co? Ja teraz nie mogę! Pracuję! - wykręca się Josh
- No mam nadzieję, ale jak skończysz to i tak je naprawisz!!!
- Tak, tak.
Mój Josh ma własną firmę i cały czas siedzi przed komputerem, zwłaszcza teraz kiedy pojawiły się problemy... Ja pracuje w perfumerii w centrum małego miasteczka Deed City oddalonego od naszego osiedla tylko 2 km. To właśnie w Deed City 15 lat temu poznałam moją teraźniejszą i najlepszą przyjaciółkę - Candy. Poznałam również Nicole, która niestety zginęła w wypadku samochodowym. Dziwne... Dopiero teraz zauważyłam jak wiele mi bliskich osób ginie... Moja matka zginęła podczas napadu na bank 4 lata temu... Wciąż czuje jej zapach na moich ubraniach...No ale nie mogę cały czas rozpamiętywać przeszłości.
- Josh!! Idę na strych. Chcę się dowiedzieć czegoś o tym dworku.
- Dobrze! Jak coś to krzycz. OK.
Zaczynam wchodzić po tych dziwnych, starych schodach. Jak one niemiłosiernie skrzypią!!! Otwieram stare drzwi i widzę normalny, zakurzony strych. Otwieram najbliżej stojącą skrzynię i wygrzebuje jakiś stary dziennik. Czytam... :

"27.08.64
Moja mama weszłą do pokoju. Ona niczego się nie domyśla. Boję się, że będzie następna.
28.08.64
Dlaczego on to robi? Ukrywam się przed nim na strychu ale nie wiem czy dłużej dam radę... Modlę się, lecz wiem, że on w końcu mnie znajdzie. I nikomu wtedy nie pomogę.O nie... Słyszę kroki."


Skończyłam czytać mocno pszestraszona. Jaki "on"?! Wrzucam dziennik do kufra i postanawiam go więcej nie czytać.Która godzina? O Boże! Już 16! O 15 miałam podjechać po Marka do podstawówki i przy okazji porozmawiać z jego wychowawczynią! Wskakuję do auta i pędzę do Szkoły Podstawowej Cementarly 6.
Wchodząc do niej zauważyłam wychowawczynię Marka - panią Skeletee.
- Bardzo pszepraszam za spóźnienie! To się więcej nie powtórzy! Dziękuję, że zajęła się pani Markiem. Gdzie on jest?
- Nic nie szkodzi proszę pani. Rysuje w salce. Mark to złote dziecko : grzeczny i mądry. A jak on pięknie rysuje! Musi być z niego pani bardzo dumna.
- Ależ oczywiście, że jestem! Czyli nie ma pani z nim żadnych problemów?
- Tak jak mówiłam nie.
Wtedy zauważyłam to dziecko. Mały chłopczyk o kruczoczarnych włosach. Odwrócił się do mnie i spojrzał tymi ogromnymi czarnymi oczami. Twarz miał bladą i wychudzoną. Szczerze mówiąc był przerażający i po raz 3 tego dnia ciarki przeszły mi po plecach...
- Przepraszam, że pytam, ale mogła by mi pani powiedzieć co to za dziecko?
- To "ON"!
- Proszę?
- To Mike. Bardzo smutny i poważny chłopiec. Z nikim nie rozmawia. Zazwyczaj siedzi sam i rysuje. Jednak jego rysunki to tylko kartki zabazgrane czarną kredką.
- Zdawało mi się, że powiedziała pani, że to "ON"?
- Ależ skądże znowu! Musiała się pani przesłyszeć!
Mruknęłam pod nosem "Mam nadzieję" i jeszcze raz spojrzałam na chłopca. Cały czas rysował... Nagle podniósł rysunek i zobaczyłam na nim kartkę zabazgraną na czarno. Tak jak mówiła wychowawczyni. Lecz niestety nie była ona cała czarna! Czerwoną kredką chłopczyk zrobił napis : "Będziesz następna". Nie zdając sobie z tego sprawy krzyknęłam.
- Widzi pani - powiedziała do mnie pani Skeletee - same czarne kartki. I co ja mam z nim zrobić?
- Ale ona nie jest czarna? Czy pani tego nie widzi?!
- Czego? Proszę pani? Może wody?
- Nie dziekuję, już mi lepiej. Mark chodź tu moje Słoneczko.
Pocałowałam Marka, wzięłam go na ręce i czym prędzej wyszłam ze szkoły. W domu daję Markowi zjeść, kąpię go, chwilkę się z nim bawię i kładę go spać. Sama postanawiam się zdrzemnąć na kanapie. Budzi mnie telefon. Jeszcze trochę zaspana podbiegam odebrać.
- Halo?
- Siostrzyczko? Czy to ty? - odezwał się jakiś dziecięcy głosik
- Co? Nie jeste... - nie zdążyłam dokończyć zdania
- Nie powstrzymasz mnie... I ty o tym wiesz. Więc pamiętaj : Jesteś następna!!!
- Proszę?
- Pip...Pip...Pip...
To na pewno jakiś żart - myślę. Mimo wszystko postanawiam dokończyć czytanie dziennika. Wiem, że jestem niesłowna, ale czuję, że muszę to zrobić...
"29.08.64
Mamusi już nie ma...Zostałam tylko ja... Wklejam tu swoje zdjęcie na pamiątke, bo już dłużej niee"
Widzę rozmazane litery. Ktoś przerwał jej pisanie. Gdzie jest to jej zdjęcie?! Szukam zdjęcia i niestety znajduję je... Niestety, ponieważ dziewczyna na zdjęciach to ja! Prerażona myślę jak uciec z tego domu i... czuję "JEGO" oddech na mojej szyi...

To ja:)

Hej o to ja - Hania:)