czwartek, 1 listopada 2007

"1 Listopada"

Jak wiadomo pierwszego listopada jest obchodzone to święto zmarłych. W tym dniu ich dusze odwiedzają bliskich oraz tych, którzy w przeszłości sprawili im przykrość. Jednak jeśli ktoś zamordował kogokolwiek w tym dniu i nie przyznał się do winy, niech ma się na baczności.
Carl mieszka w Deadmound City od urodzenia. Jest on nauczycielem matematyki w niedawno utworzonym liceum - Zombie High.
Szkoła ta jest spokojnym miejscem, gdzie uczniowie są zadowoleni i uśmiechnięci. Carla spotkał wątpliwy zaszczyt bycia wychowawcą klasy Ib. Od początku nie potrafił dogadać ze swoimi uczniami. Wydawało mu się, że jego wychowankowie śmieją się z niego za jego plecami. Wciąż myśląc o swoich problemach nie umiał skupić się na nauczaniu.
Jego zdaniem najgorsza była Maddie. Nie wiadomo dlaczego, Carl nienawidził jej z całego serca. Była zdolna, ładna i bardzo spokojna. Zazwyczaj siedziała sama i do nikogo się nie odzywała. Może właśnie ten jej spokój tak denerwował profesora.
1 listopada, gdy skończyły się lekcje uczniowie zaczęli wylewać się ze szkoły (mimo święta w Deadmount City uczniowie musieli iść do szkoły). Jedyną uczennicą, która została w szkole była Maddie. W szkolnej bibliotece chciała się jeszcze pouczyć na sprawdzian. Około siedemnastej trochę zmęczona, postanowiła wracać do domu. Mieszkała dość daleko od szkoły, i musiała iść polna dróżką.
Tą samą drogą wracał do domu profesor. Było już ciemno a on miał za sobą ciężki dzień i jeszcze cięższy przed sobą. Jutro miała być kolejna godzina wychowawcza, na której znowu będzie musiał wysłuchiwać ich śmiechów i drwin. Chcąc jak najszybciej dotrzeć do domu, i zasiąść przy kominku z szklaneczką ulubionej whisky, przycisnął pedał gazu. Nie zauważył drobnej postaci, która szła poboczem. Auto szarpnęło i poczuł głuche uderzenie. Na przedniej szybie pojawiła się krew.
- Cholera!-zaklął przestraszony Carl- Mam nadzieje, że to tylko sarna!
Wyszedł z samochodu i krzyknął z przerażenia. Przed maską samochodu zauważył nieruchome, zmasakrowane ciało dziewczyny. Pochylił się nad nią i rozpoznał rude włosy Maddie.
- O Boże...I co ja teraz zrobię?? Wyrzucą mnie z pracy albo wsadzą do więzienia! Nie, nie mogą. Co ja gadam pewnie, że mogą!!! Wiem! Pozbędę się jej ciała i nikt o niczym się nie dowie.- gadał sam do siebie Carl.
Wyjął z bagażnika składaną łopatę, zarzucił bezwładne ciało dziewczyny na ramię i wszedł między drzewa. Wykopał płytki dół w wilgotnej ziemi, wrzucił do niego ciało starając się na nie nie patrzeć. Szybko zaspyał dół ziemią i przykrył zbutwiałymi liśćmi. Nie odwracając się pognał do samochodu i odjechał z piskiem opon.
Przez cały rok dręczyły go koszmary o Maddie. Na szczęście nikt nie znalazł jej ciała. 1 listopada Carl nie poszedł do pracy. Od rana czuł się paskudnie. Bolała go głowa i było mu niedobrze. Próbował zasnąć, lecz za każdym razem śnił mu się ten wypadek i budził się z krzykiem.
- Spróbuję ostatni raz... Jezu, jak ja się źle czuję..
Tym razem nie śniło mu się nic, lecz nie pospał zbyt długo. Obudził go cichy szmer.
- O co chodzi?
Szmer dochodził z kuchni. Carl trochę przestraszony ruszył w jej stronę. To co zobaczył zaparło mu dech w piersiach. Przed nim stała żywa Maddie. Albo prawie żywa Maddie.
- Dlaczego się nie przyznałeś?-powiedziała sennym głosem.
- Ja się bałem...
- A teraz się nie boisz?
- Boję...Maddie proszę zostaw mnie. Ja przepraszam. Ja nie chciałem. Ja...
- Nie tłumacz mi się! Czy wiesz, że leżąc na masce jeszcze żyłam? Tak, byłam zmasakrowana, ale żyłam! Nie miałam siły się poruszyć, a ty zakopałeś mnie żywcem!
- Co? Ja nie wierzę...Czego chcesz ode mnie? Chcesz zemsty? Chcesz mojej śmierci?
- O nie...Śmierć to zbyt proste rozwiązanie...Przez cały rok będę Cię odwiedzać w snach. A 1 listopada odwiedzę Cię osobiście. I spotkamy się pod ziemią!
- Jak to?
Nie usłyszał odpowiedzi. Cały świat zawirował i stracił świadomość. Obudził się gdzieś, gdzie było bardzo ciasno i ciemno. Nie mógł się poruszyć ani oddychać. Wtedy zrozumiał, że jest zakopany. Nie umierał. Nie potrafił zasnąć. A obok niego leżały gnijące zwłoki Maddie...
Następnego dnia Carl obudził się w swoim łóżku...
THE END
Handzia

9 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Treść niezła. A zdjęcia super!!! Tak trzymać :D

Anonimowy pisze...

Picuś ma racje!! Oby tak dalej pisarko!! xD

Anonimowy pisze...

super historia i zdięcia też ... ale na pierwszym nie widze nic oprucz trawy, gapie się tak już chyba z 3 minuty... chyba jest zemną coś nie tak...

Anonimowy pisze...

Fajne :) Te wszystkie historie są z dreszczykiem :) nie boję się, ale jak je czytam, to jakoś tak dziwnie mi się robi :(

Anonimowy pisze...

bo na pierwszym nic nie ma.!
mało straszne.mogło być inne zakończenie.mógł już sie nie budzić..

Anonimowy pisze...

O to jest niezłe opowiadanko ale koniec jakiś dziwny

Anonimowy pisze...

Super opowiadanie koniec rzeczywiście dziwny,ale poza tym niezłe.

Anonimowy pisze...

o jezzu... ja sie urodziłam 1 listopada...

Laura S. pisze...

Widziałam wiele blogów tego typu.I muszę Ci serdecznie pogratulować!:)
Tak Picuś ma rację.Zdjęcia są super(na pierwszym widać lekką mgłę-może to duch?).Tak trzymaj!:D